
Tulipanka się przedstawia
Spotkanie pierwsze
Dzisiaj jest niedziela, więc mogłam sobie trochę dłużej pospać. Wyłączony budzik też wyglądał na zadowolonego z tej sytuacji. Codzienne wstawanie o szóstej rano wprawiało go non stop w zły humor i w złym nastoju rozdzwaniał się na całego, przypominając o natychmiastowej i bezdyskusyjnej pobudce. Niedziela, to był jego ulubiony dzień, bez stresu i dodatkowych obowiązków. Wtedy, wyłącznie równomierne i rytmiczne odmierzanie upływającego czasu stanowiło jego podstawową życiową misję.Nadeszła jednak pora, żeby wreszcie opuścić moje gniazdko i wstać, aby powitać nowy dzionek. On, już mówił mi dzień dobry wysyłając przez szparę w zasłonie okiennej impulsy świetlne, które z coraz to większą natarczywością łaskotały mnie po nosie.
„Już wstaję, już” – zamarudziłm pod nosem i jednym szybkim susem dotarłam do okna, skaczac jak zgrabna kociczka. Szusssss… jednym, zdecydowanym ruchem otworzyłam kotarę, rozsuwając jąjak teatralną zasłonę. Kurtyna poszła na boki i moim oczom ukazała się piękna, zaśnieżona scenografia mojego ogrodu. Teatr moich zmagań i układów z naturą, wszechobecną i szczodrze obdarzającą swymi dobrodziejstwami okolice mojego domu.”Co to do licha!” – odskoczyłam nagle od okna, bo coś mnie wystraszyło. Zupełnie niespodziewanie znalazłam się „nos w nos” z maleńką istotką w pięknej pomarańczowej sukni! „Co to to ?!?!” – chyba mam zwidy. Prawdopodobnie, to jest jakaś plama po wczorajszej śnieżycy. Chyba, że to ostatni, zapomniany, jesienny liść, który za wszelką cenę postanowił zostać na powierzchni, a nie zasnąć pod zimową pierzyną.
Przetarłam mocno moje oczy, ale mała istotka wciąż przyklejała swój malutki nosek do MOJEJ SZYBY!
I jeszcze do tego wszystkiego, zdawała się coś do mnie mówić!
„O, nie, nie, nie otworzę okna! Nie wiadomo, co to za jedna, ta … „pomarańczowa”! ” Istotka mówiła i mówiła, i znowu coś mówiła. Ostatecznie zaczęła się denerwować i coraz bardziej przypominała poranny, rozdzwoniony budzik, który bezskutecznie próbuje zmusić mnie do czegoś niezgodnego z moją chęcią i ochotą danego momentu. „Dobra, otworzę to okno, ale tylko troszeczkę” W końcu, zawsze trzeba zrozumieć własne słabości i fobie, które prawdopodobnie w tej właśnie chwili wyjawiały się z mojej podświadomości w formie… tej… hmmm… „pomarańczowej”.
Uchyliłam drzwi okienne i wartki, zimny powiew wzbogacony grudkami utyskiwań i złorzeczeń małej istotki udzerzył mnie w twarz.
– Nareszcie! – „pomarańczowa” odetchnęła z ulgą. – Ile miałam jeszcze czekać ? Powolna jesteś !
– Hej! Stop! Coś ty za jedna? – zapytałam szybko zatrzymując strumień narzekań.
– Jak, to KTO? Nie wiesz? Sama mnie wsadziłaś do ziemi kilka tygodni temu. Jestem TULIPANKA! Nie pamiętasz jak poukładałaś w twoim ogrodzie na grządce bulwy z kwiatami i roślinkami? Ja byłam pomiędzy nimi. Mogłaś się zapytać, czy mi odpowiada to miejsce.
– Przepraszam cię – wybelkotałam w zakłopotaniu. –Nie widziałam, aby w skrzynce z moimi bulwami przyszłorocznych tulipanów była jakakolwiek istotka, lub figurynka.
– Dobra, już dobra. Jakoś to przeżyję. – odpowiedziała dobrodusznie Tulipanka. – Zrobiło się zimno i nadszedł czas na moją przeprowadzkę.
– Ha, ha, ha! A gdzie się przeprowadzasz? – istotka rozbawiła mnie swoim „ludzkim” podejściem do zmiany miejsca pobytu.
– Do twojego szkicownika idę. – determinacja „pomarańczowej” była autentyczna i poważna.
Poczułam się niezwykle zaskoczona tym wyznaniem.
– Jak to do mojego szkicownika? Nic nie rozumiem!
– Zwyczajnie, będę mieszkać w twoim akwarelowym świecie. Po prostu narysuj mnie, a ja zniknę z rzeczywistego świata i pojawię się na rysunku. Możesz dorzucić mi kilka kwiatków, wtedy motyle i owady będą mnie często odwiedzać.
– To takie… magiczne! – wykrzyknełam, wyobrażając sobie obficie mój piękny obraz z Tulipanką.
„Chyba jednak mam delirium artysty” pomyślałam poważnie i uszczypnęłam się, bo to był jedyny spoób jaki znalazłam w tym momencie, aby przekonać się, że nie jestem w jakimś śnie.
– Wiem, że trudno jest ci to zrozumieć i widzę twoje niezdecydowanie, ale sama przekonaj się rysując mnie, że mówię prawdę. – Tulipanka była przekonująca.
– Ok. Zgoda. – przystałam na tę propozycję, bo i tak nie było innego wyjścia.
Rozłożyłam moje przybory, papier, szkicownik, farby… i zaczęłam powoli przenosić postać Tulipanki do mego świata barw i odcieni. W inny wymiar, tam, gdzie nie ma granic ani barier, a wyobraźnia otwiera bramy do odległych przestrzeni i światów.
– Hmmm…, o to jej właśnie chodziło… Oj, ta Tulipanka!
Zajrzyj też tutaj
Spotkanie dziewiętnaste czyli biała przepaść
Biała przepaść Spotkanie dziewiętnasteOgromny czarny cień natarł na nas z impetem. Jak złowieszcza czarna chmura, jego rozpostarte nad nami skrzydła zepchnęły nas w białą przepaść. - Spadam! - krzyczała przerażona Tulipanka. - Trzymajcie się razem - upomniałam ich....
Spotkanie osiemnaste czyli wirownia
Wirownia Spotkanie osiemnasteBył tam w oddali, w tle. Słoneczne, ciepłe kolory mieszały się pomiędzy sobą, ale pod wpływem ciągłego ruchu zaczęły przybierać niebieskawo-zielone odcienie. Szybkie i niespodziewane barwne wiry wciągały nas coraz bardziej w głębię...
Spotkanie siedemnaste czyli trzecia brama
Trzecia brama Spotkanie siedemnaste- Tulipanko, pospiesz się i wy też - ponaglałam moich towarzyszy. Ciągnąc ich kolejno za ręce ruszyłam w stronę zastygłego Liska. - Dostaliśmy się do bramy Złotej Harmonii w Złotym Podziale i musimy za wszelką cenę zachować nasze...